Partner of
W branży automotive słowo „błąd” waży więcej niż gdziekolwiek indziej. Może kosztować czas, pieniądze, reputację – a w skrajnych przypadkach nawet zdrowie użytkownika końcowego. Dlatego kontrola jakości jest nieodłącznym elementem każdego procesu produkcyjnego. Ale mimo coraz dokładniejszych inspekcji, nowoczesnych systemów wizyjnych i cyfrowych check‑list, błędy wciąż się zdarzają. Może czas więc postawić pytanie: czy da się projektować procesy tak, by błędy po prostu się nie wydarzyły?
W klasycznym podejściu zakładamy, że błędów nie da się uniknąć – można je jedynie wychwycić na jakimś etapie procesu. Dlatego wdrażane są kolejne poziomy kontroli: operator samokontroluje, lider zmiany kontroluje losowo, na końcu testy EOL (End of Line). Problem w tym, że każda z tych warstw to koszt – czasu, ludzi, zasobów – i żadna nie daje 100% pewności.
Co gorsza, kontrola zawsze jest spóźniona. Nie zapobiega błędowi – tylko go wykrywa, najczęściej dopiero wtedy, gdy już zdążył się wydarzyć. A im później błąd zostanie wychwycony, tym większy jego koszt jednostkowy – nie tylko finansowy, ale także wizerunkowy i organizacyjny.
Z tego powodu coraz więcej zakładów produkcyjnych – szczególnie w branży motoryzacyjnej – sięga po inną filozofię: projektowanie procesu tak, by błąd był fizycznie niemożliwy lub natychmiast zauważalny. To podejście nosi nazwę Poka-Yoke.
Japońskie pojęcie „Poka-Yoke” oznacza „ochronę przed przypadkowymi błędami”. W praktyce chodzi o to, by uprościć proces w taki sposób, że nie da się go wykonać niepoprawnie – lub że błąd zostanie natychmiast zauważony i zatrzymany, zanim przejdzie dalej.
Klasyczne przykłady Poka-Yoke to:
złącze, które pasuje tylko w jednej pozycji (nie można go wpiąć odwrotnie),
miejsce montażowe o konkretnym kształcie, które uniemożliwia zamontowanie złego komponentu,
sygnał świetlny lub dźwiękowy, który informuje o pominięciu kroku,
brak możliwości uruchomienia maszyny, jeśli nie wszystkie elementy zostały zamontowane.
To proste rozwiązania, ale ich skuteczność jest ogromna – bo przenoszą odpowiedzialność z operatora na proces.
Częstą reakcją na błędy operatorów jest… kolejne szkolenie. „Pokażmy jeszcze raz”, „zróbmy przypomnienie”, „dołóżmy instrukcję”. Niestety, to droga donikąd. Człowiek w warunkach produkcyjnych nie działa jak maszyna – ma gorszy dzień, jest zmęczony, ma presję czasu, ktoś go zagadał.
Poka-Yoke odwraca logikę: nie naprawiaj człowieka, napraw proces. Jeśli ktoś regularnie montuje komponent odwrotnie – nie pytaj, dlaczego to robi. Zastanów się, dlaczego może to zrobić – i jak to uniemożliwić. Właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa praca nad jakością.
Kolorystyka i kształt złączy – stosowanie komponentów o różnych kolorach i kształtach w miejscach montażowych minimalizuje ryzyko pomyłki. Jeśli część nie pasuje, nie da się jej zamontować. Proste – i skuteczne.
Listy kontrolne z wymuszoną sekwencją – zamiast tradycyjnego checklistu, system nie pozwala przejść do kolejnego kroku bez zatwierdzenia poprzedniego. To może być ekran dotykowy, skaner kodu lub system świateł.
Blokady fizyczne – np. zatrzask, który zamyka się tylko wtedy, gdy wszystkie elementy są poprawnie osadzone. Jeśli coś jest pominięte – proces nie ruszy.
Wizualizacja braków – użycie czystych pojemników, przezroczystych pojemników lub kolorowych wskaźników pozwala szybko zauważyć, że czegoś brakuje. Operator nie musi sprawdzać – widzi.
Stacje testowe „zero-fail” – zamiast czekać na kontrolę końcową, proste testery (np. ciśnienia, napięcia, rezystancji) są zintegrowane z linią i nie pozwalają na przepuszczenie wadliwego elementu dalej.
Wdrażanie Poka-Yoke to nie jest jednorazowy projekt. To proces ciągłego doskonalenia – obserwacji stanowisk, rozmów z operatorami, analizy błędów. Najlepsze pomysły często pochodzą od osób z hali – to one wiedzą, co w procesie można pomylić i jak to uprościć.
Warto też pamiętać, że Poka-Yoke nie musi być drogie. Najprostsze rozwiązania są często najbardziej skuteczne – i to właśnie w nich tkwi siła tej filozofii. Czasem wystarczy zmiana koloru, nowy stojak, dodatkowa linia na stole czy inny uchwyt, by wyeliminować źródło błędów.
Ślepa wiara w kontrolę jako lekarstwo na wszystko prowadzi do błędnego koła: więcej błędów – więcej kontroli – więcej kosztów. Tymczasem jakość to nie dział. To efekt dobrze zaprojektowanego procesu, w którym błędy są fizycznie niemożliwe lub natychmiast zauważalne.
Dlatego warto przesunąć ciężar z kontroli końcowej na projektowanie procesów, które nie pozwalają na błąd. To nie tylko skuteczniejsze – to też bardziej opłacalne. I buduje zaufanie do systemu, w którym każdy element – od operatora po lidera – wie, że nie musi być idealny. Bo proces nie pozwoli mu popełnić kosztownej pomyłki.
Adres:
Bóżnicza 15, lok. 6
61-751, Poznań
pn-pt 09:00 - 16:00
Wszystkie prawa zastrzeżone © TDK. Strona korzysta z plików cookies zgodnie z polityką prywatności.